- label Catch report
- favorite 0 polubień
- remove_red_eye 151 odwiedzin
- comment 0 komentarzy
Ta zasiadka była dziełem przypadku i zbiegu różnych okoliczności. Pierwotnie mieliśmy spędzić prawie 10 dni na Dębowej, ale plan legł w gruzach i trzeba było odłożyć go na później. Trudno bowiem siedzieć tam tyle czasu samemu. Ale jak mawia przysłowie - co się odwlecze to nie uciecze.
W tzw. międzyczasie okazało się, że mogę dołączyć do ekipy, która zarezerwowała sobie stanowiska ciut bardziej komercyjnie, ale też sympatycznie. Decyzja była błyskawiczna.
Erwin – dzięki za ogarnięcie tematu!
Gdy przyjechaliśmy, naszym oczom ukazała się woda w pełnym zakwicie i temperaturze 29 stopni. „Genialnie”. No, z tej zupy będziemy szarpać karpiszony jeden po drugim – pomyśleliśmy - rzecz jasna - ironizując.
Po kwietniowej wizycie w tym samym miejscu, wiedziałem co mniej więcej się sprawdza i jak położone na dnie. Podobnie jak potrzeba matką wynalazków, tak prostota metodą na…konie z zielonego oczka ;) W mętną toń poleciały więc moje ulubione Criticalsy 68 i Gigantika. KillKrill też, ale z pewną dozą niepewności nabytej po ostatnim wyjeździe.
Żadnego grubego siania nie było. PVA z kilkoma kulkami w boosterze, garść kulek i łopatka kukurydzy.
Co prawda do wędek nie biegało się raz na godzinę, ale w ciągu trzech dób kilka ładnych ryb udało się z tej zupy wyholować.
Nawet kilkunastominutowa burza nie spowodowała, że ryby oszalałyby na punkcie żarcia. Pozostał leżing i smażing.
Ostatni świt był jakby żywszy. Wreszcie widać było spławy, a na macie zagościł ten 21kg grubas i piękny 15kg pełnołuski.
Marcin Turko
Karel Nikl Team Polska
Komentarze (0)