Pierwszy krok - CARP-WORLD sklep dla karpiarzy

Moja pierwsza wędkarska przygoda?

Jakbym miał to opisać w trzech zdaniach – sami dobrze wiecie, że nie da się tego zrobić.

Kiedy tata pakował swój sprzęt, wsiadał do samochodu, a wracał kiedy się budziłem rano zawsze zastanawiałem się, po co tam jeździ. Później siadał ze mną i opowiadał mi o ciemnym niebie, jasnych gwiazdach, mgle na wodzie i zapachu rosy o poranku. Ekscytował się holem ryby – i to właśnie chciałem sprawdzić. Nic innego nie miałem w głowie. Priorytetem było zobaczenie, czy naprawdę to tak pięknie wygląda. Aby pojechać na ryby długo nie musiałem czekać, bo tata jeździł co sobotę. Obiecał, że mnie weźmie, więc zaczęły się wielkie przygotowania. Oddał mi swoją starą, teleskopową wędkę, a ja wziąłem wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy oraz prowiant, które mi przygotowała mama. Przychodzi czas wyjazdu i wybór przynęt w wędkarskim sklepie na osiedlu.

Po przyjeździe okazało się, że faktycznie jest tak pięknie, jak było w opowiadaniu taty. Księżyc, mgła i kilogramowy karp miały maksymalny wpływ na rozwinięcie we mnie mojej aktualnie największej życiowej pasji.

Jestem dzisiaj na łowisku Gajdowym pierwszy raz i to właśnie to uczucie towarzyszy mi przy przyjeździe na nieznane wody.

Wspomniałem o mojej krótkiej historii, bo jest czym się pochwalić! Trochę się działo, trochę się łowiło i jest co wspominać.

W poprzedniej relacji pisałem o karpiowej depresji. I to właśnie ona towarzyszyła mi praktycznie cały sezon mimo tego co się działo poza wodą (Akademia, Team, itp.).

Cały sezon nie udawało mi się osiągnąć celu, który sobie założyłem. Podejmowałem wiele prób i starań, ale zwykle kończyły się one w sposób, który nie do końca mnie satysfakcjonował. Nie mogłem złowić większej ryby niż 18 kg.

zd1.jpg



Wiele godzin spędzonych nad wodą i kontakt z ludźmi nauczyły mnie jednak pokory.





Wiedziałem, że nie mogę się poddawać, i że cierpliwość to klucz do sukcesu. Presja była ogromna, ale wsparcie pomogło mi uwierzyć w sukces.

We wrześniu padło hasło: „W listopadzie jedziemy na Gajdowe”. Wraz z Rafałem i Andrzejem zrobiliśmy rezerwację. Spora ilość pracy przed wyjazdem nie pozwoliły mi się w stu procentach przygotować do tego wyjazdu. Poszedłem na żywioł, spakowałem sprzęt i wyruszyłem w drogę.

Gajdowe to miejsce, w którym najmniej spodziewałem się jakiegokolwiek sukcesu. Przyjazd na łowisko w wieczornych godzinach nie pomaga w dokładnym rozłożeniu sprzętu. Mnie nie przeszkodziło to jednak w osiągnięciu długo wyczekiwanego i w końcu w pełni zadowalającego mnie efektu.

Po miłym spędzaniu czasu w gronie kolegów, postanowiłem zmienić przynętę. Mój wybór padł na Kill Krill i Devil Krill.

Po paru godzinach zaowocowało to pierwszym braniem. Waga stanęła na 11 kg. Cały dzień, jak i wieczór minęły spokojnie. W końcu około godziny 2 w nocy nastąpiło drugie branie, spokojny hol i w podbieraku znalazł się karp.

Waga UWAGA! (mimo naszego niedowierzania) zatrzymała się na 20 kg.

Dzięki tej informacji cały dzień przebiegł w niezwykle radosnej dla mnie atmosferze. Udało się osiągnąć postawiony w tym sezonie cel! Koledzy dołowili ładne ryby, a na sam koniec mnie trafiła się jeszcze piękna sztuka szczupaka

 Na zakończenie tego krótkiego opowiadania chciałbym podziękować wszystkim bliskim: Teamowi Karel Nikl za wsparcie i pomoc, przede wszystkim Erwinowi za cierpliwość i wiarę, mamie za usługi gastronomiczne, bez których nie raz umarłbym z głodu., tacie za zakorzenienie pasji i mojej pięknej żonie za wyrozumiałość i pozwolenia na kolejne wyjazdy.

zdj10.jpeg

Karpiowa depresja na razie wyleczona, ale przy tej zimowej przerwie wpada kolejna: tęsknota za łowieniem i oczekiwanie na rozpoczęcie nowego sezonu.

Pozdrawiam wszystkich, z którymi miałem przyjemność łowić oraz tych, których dopiero co miałem okazję poznać. Do zobaczenia na targach i w następnym karpiowym sezonie!

 

Michał Kotula, Karel Nikl Team

Komentarze (0)

Brak komentarzy w tym momencie.

Śledź nas na Facebooku