Z Nocną Zmorą w „rękawie”… - CARP-WORLD sklep dla karpiarzy

Słysząc w telewizji zapowiedzi o nadejściu siarczystych mrozów, myślimy o naszych karpiach, które przycupnięte gdzieś na dnie, czekają na wiosnę. My jednak jesteśmy w tej dobrej sytuacji, że możemy ogrzać się np. wspomnieniami z minionego sezonu. Także i mnie naszło, aby powspominać :)
Od ostatniego wypadu nad Nekielkę, nie miałem już zbyt wiele wolnego, więc ratowałem się krótkimi zasiadkami bliżej miejsca zamieszkania. Tak oto pod koniec września przyszło stanąć do rywalizacji podczas III edycji zawodów z cyklu „ Maraton Gajdowe 2013”, które odbyły się, jak sama nazwa wskazuje, nad Łowiskiem Gajdowe.
W szranki stanęło 17 drużyn. Wraz z moim kompanem – Tadkiem, byliśmy zadowoleni z wyników losowania, mając do obłowienia niewielki kawałek na środku akwenu. Mimo „bankówki”, wiedzieliśmy, że podczas zawodów, ryby na tym łowisku zdają się zmieniać swoje maniery i wyprowadzać zawodników w pole. Tak było i tym razem. Jednak zanim się o tym przekonaliśmy, próbowaliśmy łowić sposobem, który od lat na tym akwenie po prostu się sprawdza. W miarę proste, nieprzekombinowane przypony( w moim przypadku to plecionka Korda Super Natural - Weedy Green oraz haki [ ]Korda Kaptor Kurv Shank Gravel nr 4 ), jedna kulka 18mm lub niewielki bałwanek na włos, do tego dwie łyżki pelletu o różnych średnicach od 5 do 16mm. Tego sezonu z bardzo dobrym skutkiem używaliśmy m.in. kulek [ ]Kill Kryll , [ ]KrillBerry oraz [ ]Food Signal , zatem i podczas zawodów zaufaliśmy w ich moc.
Pierwsza doba minęła bez brania. Uspokajaliśmy się tym, że pobliskie stanowiska też nie miały jeszcze ryby, ale z racji tego, że podczas zawodów czas zdawał się biec szybciej, zaczęło się intensywne myślenie. Szybko też okazało się, że ryba pływa wzdłuż trzcinowisk, żerując w bardzo płytkiej wodzie, regularnie przez cały czas trwania zawodów. Nie było to jednak w obrębie naszego łowiska, więc pozostało nam czekać, kombinować ze smakami i mimo wszystko starać się ściągnąć rybę.
Po piątkowym obiedzie na bazie plecionki [ ]Korda N-Trap i klasycznym haczyku [ ]Korda Wide Gape nr 4 , zmontowałem przypon podobny budową do KD Rig. Posłałem go do wody nie z pływakiem, tylko z jednym [ ]18mm pelletem haczykowym Nocna Zmora . Nie jeden powie: …ale to przecież przypon do pływaka…  Tak, do pływaka, ale ja lubię obalać mity. Niby nic szczególnego, ale zapina bezbłędnie.


Po niespełna dwóch godzinach holowaliśmy pierwszego karpia. Uff, zeszło ciśnienie, bowiem nie byliśmy już bez ryby. Tak !!! Tym bardziej, że kilka stanowisk dalej, co godzinę grał sygnalizator i sędziowie zastanawiali się czy aby tam nie przenieść swojego obozu…


Kolejna doba znów upłynęła pod znakiem ciszy. Prawdę powiedziawszy regularnie łowiły dwa stanowiska. Na kilku innych też pojawiały się ryby, ale wyczuwało się już nerwówkę, bo jakby nie patrzeć w kalendarz – została doba łowienia. Temperatura powietrza i wody spadała bardzo szybko, pellet już nie pracował jak należy. Nie bardzo mi się to podobało i postawiłem wszystko na jedną kartę. W to sobotnie popołudnie wygrzebałem z torby pudełeczko [ ]Nocnej Zmory …
Głęboko w torbie było, kupione wiosną na targach w Zabrzu. Pojemniczek z fioletowymi, tonącymi kulkami zwanymi [ ]Carp Bonbons Bottom kupiłem za namową młodej damy, obsługującej wówczas stoisko Carp-world :). Na zimną wodę rewelacja – mówiła.


Nocna Zmora i to w tym wydaniu jest specyficzna. Zapach kulek, zalanych oryginalnie w dipie jest niezwykle silny, a przy tym aromat czosnku bardzo go potęguje. Przez cały sezon nie bardzo miałem dla nich czas i złowiłem na nie chyba z dwa karpie. Niewiele, ale nigdy też nie byłem w 100% do nich przekonany, myśląc uparcie, czy one nie są jednak zbyt „ostre”.
Lekko poirytowany warunkami pogodowymi (na coś przecież trzeba zwalić winę), namieszałem wiadro papki, której podstawą był method-mix, olej roślinny, [ ]olej łososiowy oraz konopie. Prosty zestaw z fioletowym bonbonsem Nocna Zmora, papką i mimo wszystko łyżką pelletu poszedł na dno.


 

Po 40 minutach już holowaliśmy rybę. Niestety nie dała się wciągnąć do podbieraka. Rzadko zdarzają mi się spinki, więc natychmiast po „edycji” przyponu, taki sam zestaw obiadowy poległ na dnie.
Niespełna po godzinie, prawie 11kg amur leżał już na macie.


Odzyskaliśmy nadzieję, mając tylko dwie, ale za to dwucyfrowe ryby. Natychmiast porcja zupy i oczywiście bonbons poszły do wody. Robiło się późno, więc korzystając z zamieszania związanego z nęceniem, wymieniłem też zestaw na drugiej wędce, zakładając ponownie na włos jeden pellet haczykowy Nocna Zmora.
Donęciłem to miejsce tylko karpiową zupką i kilkoma grubszymi pelletami. Po zapadnięciu zmroku kolejny amur (11,4kg) podjął Morę.


Nie bardzo wiedzieliśmy, co dzieje się na łowisku, ponieważ wodę spowiła gęsta mgła i zrobiło się mroźno, ale po odejściu sędziów żyliśmy ze świadomością, że od tej chwili mamy największą rybę zawodów!
Kilka chwil przed północą, drugi i zarazem ostatni karp zawisł na moim a’la KD Rig.


Rano, oczom wszystkich ukazał się pierwszy szron i temperatura znaczne poniżej zera.


Do gwizdka wieńczącego zawody nie doczekaliśmy się już brania, ale bardziej dobił mnie fakt, iż na 10 minut przed końcem zawodów, nasza ryba przestała być największą :( o 10 dkg.
Trudno się mówi i żyć trzeba dalej. Mimo wszystko cieszyliśmy się tym, że łowiąc w sumie cztery, ale niemałe ryby udało się zająć III miejsce.
Warto mieć czasem takiego „asa” w … torbie. Ja z pewnością w przyszłym sezonie Bonbonsom nie odpuszczę.

Pozdrawiam
Marcin Turko
Carp-World Team

Komentarze (0)

Brak komentarzy w tym momencie.

Śledź nas na Facebooku